7 października światło dzienne ujrzała pierwsza płyta Szymona Chodynieckiego, która utrzymana jest w klimacie popowym. Szymon Chodyniecki to młody i bardzo utalentowany wokalista. Każdy jego singiel od razu staje się hitem. Mało kto wie, ale Szymon swoją przygodę muzyczną rozpoczął od tworzenia w stylu hip-hopowym. Ma na swoim koncie aż dwa krążki, które utrzymane są właśnie w tej stylistyce muzycznej. Szerszej widowni dał się poznać dzięki porywającemu singlowi "Sam na sam" oraz duetowi z Lodovicą Comello znaną aktorką, grającą pierwszoplanową rolę w serialu "Violetta", Przy okazji premiery jego najnowszego albumu w Empiku w Arkadii odbyło się spotkanie z jego fanami, którzy mogli otrzymać autograf oraz pamiątkową fotografię. Oczywiście na spotkaniu nie mogło zabraknąć mnie i Merli.
Nie ukrywam, ale nie chodzę często na tego typu spotkania, ponieważ wiem, że będą tam naprawdę wielcy fani danego artysty i nie chcę zabierać im możliwości spotkania go, porozmawiania, uściskania itp. Jednak tym razem, musiałam tam być, a Merli musiała mi towarzyszyć (kochana <3). Otóż, już dość dawno, miałam okazję przeprowadzić wywiad z Szymonem. Było na zasadzie wymiany e-mailami, ale bardzo dobrze to wspominam. Był to mój pierwszy wywiad jaki przeprowadziłam i myślę, że będę miała zawsze wielki sentyment do Szymona właśnie przez to. Dał mi się wtedy poznać jako bardzo miły i sympatyczny chłopak i miałam nadzieję, że w rzeczywistości też jest taki i nie przeliczyłam się. Szymon jest bardzo miły, otwarty, uśmiechnięty jest po prostu przesympatycznym chłopakiem. W momencie kiedy do niego podeszłyśmy nie stwarzał on żadnej sztucznej bariery, ja - gwiazda, ty - fan. Było to naprawdę bardzo miłe. Porozmawiał z nami chwilę, podpisał płytę, zrobił zdjęcia. Bardzo miło to wspominam i myślę, że Merli również.
Na spotkaniu było bardzo dużo jego oddanych fanów (fanek), którzy znali wszystkie piosenki i znali też samego Szymona. Było widać, że fandom jest bardzo zżyty z wokalistą, a on z nimi. Szymon żartował, ale opowiadał też o tworzeniu materiału na płytę. Było to jedno z lepszych spotkań na jakich byłam, totalnie na luzie, bez spiny. Szymon spędził naprawdę bardzo dużo czasu w Empiku, nigdzie się nie spieszył, z każdym pogadał, zrobił zdjęcie, podpisał album. Moim zdaniem właśnie tego brakuje wszystkim "gwiazdom" na tego typu spotkaniach - CZASU. Zawsze się gdzieś śpieszą i nie zważają na to, że to dzięki tym ludziom zarabiają bardzo duże pieniądze.
Nie przeciągając... Prezentuję Wam mój wywiad, który był przeprowadzony ponad pół roku temu, ale myślę, że mimo wszystko jest aktualny i spodoba się wam to co jest w nim zawarte. Ja uwielbiam to w jaki sposób do tego niekonwencjonalnego wywiadu podszedł Szymon. Dziękuję mu za to bardzo i myślę, że przez to będę go szanować już zawsze.
Kornelia
Dąbrowska: Jakie są pozytywy rozpoczynania kariery w młodym wieku?
Szymon
Chodyniecki: Ogólnie w młodym wieku człowiek szybciej się uczy. Bardzo kluczowe
jest dzieciństwo i stopień kontaktu z muzyką, co przynosi wrażliwość na nią. Ja
od zawsze byłem otoczony kawałkami radiowymi, ale nie tylko. Moja starsza
kuzynka słuchała stale rapu. To na pewno mocno ukształtowało mój zmysł i
postrzeganie muzyki. W wieku siedmiu lat poszedłem do szkoły muzycznej na
wiolonczelę. Dziś z perspektywy czasu patrząc, uważam, że to wszystko było
zalążkiem mojej kariery.
Gdyby nie te
czynniki mogłoby być za późno na rozwój muzyczny z braku podstaw.
To też kwestia
mojego spojrzenia. Stawiam od zawsze na muzykę i ogromną zaletą jest fakt, że
mam 21 lat, a to co robię ma już wypracowany poziom. Nie jestem pewien, czy
udałoby mi się to przyswoić w taki sposób, kiedy byłbym starszy.
KD:
Z tego co wiem, to grasz na czterech różnych instrumentach. Czy nauka gry na
nich przychodziła Ci z łatwością czy czasem pojawiały się problemy? I czy Ty
sam chciałeś uczyć się na nich grać czy to jednak ktoś z rodziny Cię do tego
namówił?
SzCh: Tak,
chociaż nie nazwałbym tego graniem, a pogrywaniem. Głównie śpiewam. Jeżeli
chodzi o naukę, to bardzo się cieszę, że zacząłem jako dzieciak. Ucząc się
czegokolwiek trzeba nastawić się na przeszkody, których pokonanie przynosi
satysfakcję. Człowiek może się uczyć całe życie i stawiać poprzeczki coraz
wyżej. Jeżeli chodzi o namawianie, to dzięki mojej rodzinie i wychowawczyni z
klasy 1-3 w podstawówce poszedłem do szkoły muzycznej na wiolonczelę, gdzie
miałem też zajęcia z fortepianu. Później własnowolnie przeszedłem na gitarę i
perkusję. Od czasu pójścia do szkoły muzycznej zaszczepił się we mnie taki
pociąg to instrumentów.
KD:
Zaczynając w tak młodym wieku nie boisz się szybkiego wypalenia? Przeżyłeś już
coś takiego?
SzCh: Sądzę, że
wszystko zależne jest od wiary w to co robisz. Na dzień dzisiejszy mam
zrobionych czterdzieści utworów na moją debiutancką płytę, nagranych z
największą starannością i sercem. Nie czuję się wypalony. Są po prostu momenty,
w których trzeba odpoczywać. Wszechświat jest nieskończony i może nam zsyłać
nieskończenie wiele wspaniałych pomysłów
KD:
Kiedy zacząłeś obracać się w branży muzycznej, jak traktowali Cię twoi starsi i
bardziej doświadczeni koledzy z branży?
SzCh: Myślę, że
w momencie, kiedy pierwszy raz wszedłem do profesjonalnego studia nagrywać
pierwszą płytę South Blunt System. Okazało się, że moim realizatorem był Paxon
z Natural Dread Killaz. Spodobało mu się to, co robiłem i zaczął dawać mi wiele
cennych wskazówek, za co jestem wdzięczny. Miałem też okazję nagrać z nim
piosenkę. Ci którym się podobało to co robię zawsze starali się mi pomóc.
Ci, którzy nie
znali tego co robię, bądź tego nie trawili - milczeli.
KD:
Jak artysta może się wybić na rynku muzycznym wg. Ciebie?
SzCh: Powinien
zacząć od materiału. Np. promocja w różnego rodzaju talent show pozwala
wypromować wizerunek, ale nie materiał, który jest kluczowy. Potencjalni fani
nawet nie mają się do czego odnieść. Ja postawiłem na swój repertuar i to było
podstawą do rozpoczęcia jakiejkolwiek kariery. Nie miałem producenta ani
mikrofonu - sam zostałem producentem a na mikrofon uzbierałem. Miałem
przynajmniej coś do pokazania w wytwórni.
KD:
Jak się czujesz, kiedy spotykasz fana dużo starszego od siebie? Jak reagujesz
na takie spotkania?
SzCh: Jest to
bardzo przyjemnie. Akurat mojej znajomej tato jest moim fanem. Pamiętam, że
pojechałem ze znajomą do niego, on mnie zobaczył i powiedział: "Kochana!
Takiego
światowca mi tu przywiozłaś", po czym podarował mi trunek, który sam
zrobił. Na pewno w takiej chwili spełnienie jest spotęgowane. Cieszysz się, że
ktoś starszy jest w stanie utożsamić się z Twoją piosenką. Myślisz: "Dobrą
piosenkę zrobiłem".
KD:
Przyglądając się twojej twórczości jest bardzo łatwo zaobserwować, że od
hip-hopu przeszedłeś do popu. Skąd ta zmiana? Nagle poczułeś, że hip-hop to nie
to czy po prostu chcesz spróbować różnych stylów muzycznych?
SzCh: W zasadzie
to poczułem, że hip-hop zaczął mnie
ograniczać w śpiewie, aranżacjach czy też harmoniach. Z całym szacunkiem dla
tego gatunku, czy też kultury, chciałem doznać czegoś nowego jako producent i
wykonawca. Sądzę, że jest to kolejny, naturalny i nieunikniony krok patrząc z
punktu rozwoju. Od zawsze miałem potencjał, żeby robić coś więcej.
KD:
Ostatnią płytę Sound Blunt System sam w całości napisałeś, zaaranżowałeś,
wykonałeś i wyprodukowałeś. Jak będzie z najnowszą płytą? Nadal chcesz mieć nad
wszystkim kontrolę czy jednak pozwolisz, żeby inni pomogli Ci w tworzeniu tej
płyty?
SzCh: Tak,
rzeczywiście sam wyprodukowałem, zaaranżowałem, napisałem i wykonałem albumy
South Blunt System. Tu nie chodziło nigdy o żadną kontrolę, ale o spełnianie
swoich zajawek. W tej chwili nie mam problemu z tym, żeby inny producent
podniósł jakość mojego demo. Piosenki tak czy inaczej napisane są przeze mnie i
to jest dla mnie najistotniejsze. Praca z producentami dużo mnie uczy, bo
pokazuje jak można inaczej na coś spojrzeć.
KD:
Stworzyłeś duet z o wiele bardziej znaną piosenkarką od siebie. Nie bałeś się,
że ktoś może przyszyć Ci łatkę – „to ten co śpiewał z Lodovica Comello”?
SzCh: Stworzyliśmy
duet i jest to dla mnie świetne doświadczenie. Nie sądzę, żeby ktoś tak mówił,
bo jestem tam wyraźnym Szymonem, który trzyma swój poziom. Dałem radę. Swoją
drogą pomijając fakt, że Lodovica jest znana praktycznie na całym świecie, to w
Polsce jej fankami są w zasadzie nastolatki. Myślę, że one ucieszyły się, że
ktoś z naszego kraju nagrał z nią piosenkę i, że ona w ten sposób doceniła
Polskę. Przyniosło mi to mnóstwo fanów i nie sądzę, żebym był dla nich
"tym od Lodovici", bo mam do zaproponowania ciekawą piosenkę, taką
jak "Sam Na Sam", doprawioną akustyczną wersją.
KD:
W duecie z Lodo śpiewacie w dwóch różnych językach. Jak wygląda realizacja
takiej piosenki w studiu? I jak to wygląda kiedy śpiewa się na żywo?
SzCh: Swoje
wokale dogrywaliśmy w dwóch różnych miejscach. Lodovica u siebie i ja u siebie.
Na sesję przyszedł Pan, który dał mi kartkę z napisaną polską fonetyką
hiszpańskiego tekstu. Mało tego dostaliśmy demo tej piosenki z nagranymi
hiszpańskimi partiami. Łatwiej było nam je przełożyć. Jeżeli chodzi o polskie
frazy, to nie było z nimi problemu. Występ na żywo był pełen emocji i w
zasadzie tak mocno osłuchałem się z gotową piosenką, że nie było problemu z jej
zaśpiewaniem. Mieliśmy też parę prób.
KD:
Piosenka „Sam na sam” mimo, że jest bardzo rytmiczna, wpada w ucho i łatwo się
ją śpiewa każdemu to przekaz ma bardzo smutny. Opowiadasz tam o samotności, o
bólu po stracie kogoś bliskiego. Czy to twoje własne doświadczenia Cię
zainspirowały do napisania takiej piosenki czy po prostu stwierdziłeś, że
napiszesz coś o rozstaniu, bo mnóstwo ludzi na świecie to przeżywa?
SzCh Piosenka
"Sam Na Sam" rzeczywiście opowiada o moich przeżyciach. Stąd może tak
wyostrzone i autentyczne emocje. Każdy w życiu ma takie chwile, więc dotyczy to
każdego.
KD:
„Sam na sam” w przeciągu 5 miesięcy na YouTube obejrzało 6 milionów osób.
Czy
to w Twoim
odczuciu
dużo czy mało? Spodziewałeś się czegoś innego?
SzCh: Rewelacja!
Bardzo się cieszę z każdego wyświetlenia i czerpię z tego energię w każdej
chwili. Nie zakładałem niczego. Pozwoliłem się temu rozwijać.
KD:
Dlaczego zdecydowałeś się opublikować akustyczną wersję „Sam na sam”? Ja sama
jestem wielką fanką akustycznych wersji mnóstwa piosenek i wiem, że dla fanów
to wielka przyjemność móc dostać od artysty ulubioną piosenkę w wersji
akustycznej. Chciałeś w ten sposób podziękować fanom czy zrobiłeś to ponieważ
chciałeś pokazać na jak wiele Cię jeszcze stać?
SzCh: Chciałem
przede wszystkim pokazać autentyczność oraz prawdziwe emocje w śpiewie na żywo.
Pokazać, że mam coś więcej do zaoferowania. Marzę o tym, żeby moi fani poczuli
razem ze mną, że to wszystko jest przyszłościowe.
KD:
Dziękuję Ci bardzo za Twój czas.
SzCh: Dziękuję
za świetną rozmowę.
Do następnego :*
Zdjęcia: prywatne zbiory.