wtorek, 26 kwietnia 2016

Dziewczyna z autobusu

Cześć :)
Dzisiejszy post trochę inny od wszystkich, które do tej pory tu były, ponieważ będzie to taka a'la recenzja książki, którą skończyłam czytać w weekend. :) Życzę wam milej lektury moich wypocinek jak i książki. :)

Tytuł: Dziewczyna z pociągu
Autorka: Paula Hawkings
Wydawnictwo: Świat książki

Tę książkę pierwszy raz zobaczyłam w grudniu. Kiedy to przyszedł czas kupowania prezentów, a moja mama kupiła ją mojej kuzynce. Od razu zainteresował mnie jej opis, jak i okładka. Jestem osobą, dla której walory wizualne są bardzo ważne jeżeli chodzi o okładki książek, płyt CD czy DVD. Okładka musi mnie zainteresować, dopiero wtedy zaczynam oglądać książkę, czytać opisy czy jej fragmenty. Oczywiście zasada ta nie tyczy się moich ulubionych autorów. Kiedy wiem, że wydaje on nową książkę od razu zapoznaje się z opisem, a okładka nie jest dla mnie istotna.

"Dziewczyna z pociągu" to thriller, nie ma co do tego wątpliwości. Rozdziały nie są numerowane, są oznaczone imieniem osoby, w której będzie narracja rozdziału. Narratorami są 3 osoby. Główna bohaterka - Rachel i pozostałe Anna i Megan. Dodatkowo wydarzenia z życia Megan dzieją się rok wcześniej niż u Anny i Rachel, jednak jest to do czasu i potem wydarzenia obecne i wydarzenia sprzed roku stykają się. Koncepcja dość ciekawa, choć większość powiedziałaby, że nie jest to fajne, że lepiej czyta się to co dzieje się tu i teraz i powoli dochodzimy do rozwiązania zagadki. Jednak myślę, że w tej sytuacji autorce bardziej chodziło o poznanie bohaterek. Chciała pokazać nam ich punkty widzenia. Możliwe, że chciała żebyśmy się z nimi bliżej zapoznali, może nawet polubili.

Jeżeli chodzi o mnie, to na początku książki bardzo się męczyłam. Nie rozumiałam kompletnie zachowań tych kobiet. Nie umiałam się wczuć w ich skórę. Miałam ochotę podejść do nich, potrząsnąć i powiedzieć, żeby się ogarnęły. Książka tak bardzo mnie wkurzała, że odłożyłam ją na około tydzień. Jednak nie chciałam jej zostawiać niedokończonej. Powody były dwa, pierwszy to to, że kiedyś pewnie bym chciała do niej wrócić, ale nie pamiętałabym do końca tego co było w rozdziałach, ale jakieś przebłyski bym miałam i bym się wkurzała, że muszę to jeszcze raz czytać. A drugi to bardzo praktyczny powód. Kupiłam tę książkę, więc szkoda mi było moich wydanych 30 zł za coś czego nie przeczytałam.

Zaczęłam ją ponownie czytać w piątek, Wzięłam ją do autobusu i czytałam. W piątki jeżdżę na praktyki i zajmuje mi to ponad pół godziny, więc jest to idealny czas na czytanie książki. No i cóż mogę powiedzieć. Wkręciłam się, kiedy był już mój przystanek żałowałam, że muszę wysiadać, bo tak fajnie się czytało. Skończyłam ją w niedzielę po południu. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji. Autorka tak manipulowała rzeczywistością (w książce), że w pewnym momencie kompletnie się gubiłeś i miałeś podejrzenia wobec każdego bohatera. Ciężko było kogokolwiek wyeliminować z kręgu podejrzanych, a zakończeniem będziecie niesamowicie zaskoczeni. Ja, byłam w szoku kiedy okazało się to co się okazało. Książka naprawdę trzymała w napięciu. Ja chciałam ją jak najszybciej przeczytać żeby zaspokoić moją ciekawość. Zapewne gdybym miała wolną sobotę to zerwałabym nockę i ją przeczytała, ale wyskoczyło mi pewne spotkanie.

Dodatkowo w książce autorka porusza bardzo ważny problem w dzisiejszym świecie, a mianowicie alkoholizm. Od alkoholu bardzo łatwo jest się uzależnić i potem ciężko jest przestać. Właśnie jedna z bohaterek boryka się z tym problem, co powoduje dużo zwrotów akcji w książce.

Dodatkowo, już niedługo do kin wchodzi film na podstawie tej książki, więc polecam przeczytać ją przed pójściem do kina, żeby mieć porównanie.
Ode mnie to tyle, polecam wam bardzo książkę. Na początku, może być ciężko, ale potem czyta się ją genialnie. POLECAM :)

Zwiastun oglądacie na własną odpowiedzialność. Jeżeli nie chcecie mieć zasugerowanego wyglądu bohaterów - nie polecam. ;) 


Korni.xox

piątek, 22 kwietnia 2016

Jak się kochają w niższych sferach


Od wielu lat fascynuje się teatrem. Sztuka którą aktorzy odgrywają na scenie sprawia, że czasami im zazdroszczę, iż mogą wcielać się w niesamowicie barwne postacie. Jedni stwierdzą, że w filmie też tak jest, ale to teatr sprawia, że czujemy odzwierciedlenie bohatera na żywo. Na deskach scenicznych liczy się tu i teraz. 
Niedawno miałam przyjemność wybrać się na spektakl "Jak się kochają w niższych sferach" reż.Grzegorz Chrapkiewicz. Przedstawienie odbyło się w Teatrze Kamienica, który od samego wejścia sprawiał wrażenie bardzo przytulnego i przyjaznego dla publiczności.
Z początku przyznam, że byłam trochę zdezorientowana, ponieważ tempo i wielowątkowość na tak małej scenie sprawiała, że widz mógł się pogubić w przebiegu wydarzeń. Trzeba przyznać, iż sztuka jest napisana z dozą nietuzinkowego humoru. Jak czytamy w opisie ma ona "zupełnie inne spojrzenie na angielskie poczucie humoru, zabawną formą i teatralną konwencją". 
Nie wiem jak mogę opisać to co ujrzałam, nie sposób jest przelać tego na słowa. Sama obsada (Piotr Polk, Anna Oberc, Grażyna Wolszczak, Andżelika Piechowiak, Waldemar Błaszczyk, Rafał Królikowski) już zachwyca. Znajdują się w niej niesamowici aktorzy z wieloletnim dorobkiem.Spektaklu nie da się opisać, trzeba go przeżyć. 
Przyznam szczerze, że do Teatru Kamienica wybrałam się za sprawą niesamowicie utalentowanej aktorki, Anny Oberc. Panią Anię kojarzę z roli w serialu "Samo życie", jednak większe wrażenie wywarła na mnie jej postać w produkcji TVN. W "Singielce" możemy podziwiać ją w roli szalonej, a przede wszystkim niestroniącej od nietypowych rozwiązań, Moniki. Od kiedy ujrzałam serial wiedziałam, że pani Ania stanie się niezaprzeczalnie gwiazdą produkcji. 
Na spotkanie z aktorką czekałam dość długi czas. Niestety większość spektakli gra poza Warszawą w związku z tym jest to dla mnie poza zasięgiem. Jednak kiedy doszło wreszcie do naszego poznania przekonałam się "na własne oczy" jaką wspaniałą komediową aktorką jest pani Ania. 
Nie będę rozpisywała się na tematy, które rozmawiałyśmy, ale muszę przyznać, że byłam mile zaskoczona.Pani Ania nie budowała pomiędzy nami dystansu. Mimo, iż spieszyła się poświęciła mi i mojej koleżance swój cenny czas. Z chęcią zrobiła sobie z nami zdjęcia. Rozluźniłyśmy się, gdy pani Ania zachęciła nas do głupich min do selfie.

Na pewno nie zapomnę tego spotkania i 
mam nadzieję, że jeszcze nieraz ujrzę panią Anię na scenie.
Tymczasem zachęcam do głosowania na aktorkę w "Plebiscycie Gwiazdy Plejady" w kategorii "Nadzieja Plejady"! Pani Anna Oberc zasługuje na wygraną !

Pozdrawiam, 
Merli. 

wtorek, 19 kwietnia 2016

How u doing?

Cześć :)
Ta notka będzie trochę inna niż wszystkie, które miałam okazję tu zamieścić. Będzie trochę refleksyjna, ale również polecę Wam w niej jedno nowe miejsce w Warszawie, które moim zdaniem warto odwiedzić. 

Jak zawsze w weekend wyemigrowałam z Warszawy i pojechałam do domu. Przez te prawie trzy dni, które spędziłam w Grójcu pogoda sprzyjała spacerowiczom. Dlatego też zdecydowałam się spotkać z moją koleżanką, której nie widziałam od wakacji. Kiedy dotarło do mnie jaki to szmat czasu aż się przeraziłam, jednak będąc na studiach czas leci trochę inaczej. Bardzo dobrze pamiętam moje pierwsze dni na uczelni, a teraz jestem już na końcówce drugiego semestru. Trochę fajnie, ale jednocześnie z lekka przerażające jak czas szybko leci. 
Wracając do głównego wątku. Chciałam zaliczyć spacer po Grójcu, bo dawno nie spacerowałam po moim mieście, a wiosna w Grójcu jest piękna. Nie wiem czy wiecie, ale Grójec i jego okolice to region najbardziej sadowniczy w Polsce. To stąd owoce są transportowane na całą Polskę jak i na Europę. Dlatego wiosna to najpiękniejsza pora roku w Grójcu. Wszędzie jest biało, potem zielono i tak niesamowicie pachnie. 
Sady w Grócju wiosną (tu link)

Od niedawno mieszkam na przeciwko sadu, więc ten piękny widok mam co weekend kiedy tylko otworzę oczy. Dodatkowym atutem mieszkania blisko sadu jest to, że jest tam dużo ptaków, które już od rana rozpoczynają swoje śpiewy. Uwielbiam budzić się w moim pokoju, kiedy przez roletę zagląda słońce i słyszę piękne dźwięki wydawane przez ptaki. Życzę tego każdemu żeby mógł budzić się przy takich dźwiękach codziennie, bo jest to niesamowite. Ja nigdy nie uważałam siebie za osobę, która lubi przyrodę czy się nią interesuje. Dodatkowo też nigdy nie zachwycałam się jej pięknem. Jednak ostatnio co raz częściej dostrzegam u siebie zachwyt właśnie nad przyrodą. 

Jednak przechodząc do meritum, niestety nie udało mi się odbyć spaceru przez Grójec, ponieważ zaczął padać deszcz i musiałam z koleżanką udać się do małej knajpki, żeby nie zmoknąć. Jednak co się zwlecze to nie uciecze, więc mam nadzieję, że w któryś weekend zaliczę ten obowiązkowy spacer. 

Nie wiem czemu ale ostatnio spotykam się z ludźmi, których nie widziałam od bardzo dawna. Jak już pisałam wyżej w sobotę spotkałam się z koleżanką. Natomiast wczoraj umówiłam się z moją przyjaciółką, której nie widziałam od listopada. Biedna, teraz przygotowuje się do matury, więc czasu za dużo nie ma, jednak znalazła chwilę dla mnie i udało się nam spotkać z czego jestem bardzo zadowolona. 
Kiedy umawiałyśmy się w piątek gdzieś przed oczami na facebooku pojawił mi się artykuł, że w Warszawie otwierają kawiarnię, która nawiązuje swoim wystrojem do serialu "Przyjaciele". Wysłałam to mojej koleżance i zgodnie stwierdziłyśmy, że to właśnie tam udamy się w poniedziałek. Przyznam szczerze, nigdy nie widziałam ani jednego odcinku tego serialu, jednak zawsze interesowałam się przemysłem serialowym w USA, więc mniej więcej wiedziałam o co chodzi. 


Kawiarnia ta, nazywa się How u doing? i mieści się na ulicy Zgoda 13. Oczywiście, ja i Ewelina nie byłybyśmy sobą gdybyśmy się lekko nie zgubiły. Jednak przyznam się, z grubsza to była moja wina. Wpisałam zły numerek w google maps i kręciłyśmy się w kółko przez jakieś 15 minut. (Mała wskazówka dla osób, które się tam wybierają, kawiarnia jest na przeciwko empiku na centrum.) Jednak w końcu udało się nam dotrzeć. Znak kawiarni był widoczny od razu, więc już bez problemu znalazłyśmy odpowiednie drzwi.
Kawiarnia z zewnątrz
Kiedy weszłyśmy do środka poczułyśmy przyjemne ciepło. Dodatkowo klimat w jakim jest zrobione to miejsce jest bardzo, ale to bardzo przytulny. Kawiarnia była pełna, ale udało się nam znaleźć jeden wolny stolik. Obydwie zamówiłyśmy pyszną lemoniadę truskawką. Całkowicie zaskoczyła mnie forma podania.
Lemoniada truskawkowa z bazylią. Cena jednej to 12 zł.
Sami przyznacie, dość ciekawe "szklanki" tam mają. Jednak mnie te słoiki całkowicie urzekły. Jeszcze nigdy nie byłam w kawiarni, w której serwują swoje napoje w słoikach. Bardzo fajne i pomysłowe. Całego menu niestety nie znam, ale myślę, że ceny są takie jak w większości warszawskich kawiarni. Oprócz napojów można tam też zjeść smakowicie wyglądające ciasta. 

Jednym z wielkich plusów tej kawiarni jest przemiła obsługa. Pani, która nas obsługiwała była bardzo miła. Od samego wejścia, poprzez zamówienie, aż do naszego wyjścia. Często bywam w różnych tzw "sieciówkach" i fakt, osoby obsługujące są bardzo miłe, jednak nie umywają się one do How u doing. 
Bardzo podobała mi się też wystrój. Na samym środku pomieszczenia znajdowała się duża, pomarańczowa kanapa (ci co oglądają Przyjaciół to wiedzą o co chodzi), są też mega miękkie pufy. Dodatkowym miejscem do siedzenia jest parapet przy głównym oknie kawiarni. Parapet jest obity materiałem od pufy. Na parapecie stoją też dwa stoliki, zrobione ze zwykłych drewnianych palet, takie skrzynki. Jak dla mnie wyglądało to super. Fajnie, że wraca się teraz do takiej prostoty. 

Z mojej strony, serdecznie polecam Wam zaglądanie do tej kawiarni, bo na prawdę warto. Myślę, że sama wrócę tam nie raz.

Pozdrawiam, Korni :) 

wtorek, 12 kwietnia 2016

Premiera Listów do M 2

Cześć.
Wiem, że obiecywałam, że ten post będzie dotyczył smacznych i zdrowych obiadów, jednak postanowiłam zmienić koncepcję i czymś Was zaskoczyć.

W listopadzie  w galerii Złote Tarasy miała miejsce premiera bardzo długo wyczekiwanego filmu „Listy do M 2” w reżyserii Macieja Dejczera. Dzięki czystemu przypadkowi miałam okazję uczestniczyć w tej premierze i obserwować to co się na niej dzieje.

Kino w Złotych Tarasach na tę okazję zmieniło się nie do poznania. Przy samym wejściu został rozłożony długi czerwony dywan, a na samym jego końcu została ustawiona tzw. ”ścianka” na tle której do zdjęć pozowali aktorzy i nie tylko. Nie mogło zabraknąć, oczywiście dekoracji w postaci choinek, lampek świątecznych i bombek – ażeby móc poczuć ten świąteczny klimat.
Warto zaznaczyć, że film ‘Listy do M’ okazał się niesamowitym sukcesem, kiedy to 4 lata temu wszedł do kin. Ludzie hurtowo wykupowali bilety, znaleźli się nawet tacy desperaci, którzy siedzieli na schodach w sali kinowej, byle by tylko zobaczyć film. 

W przypadku „Listów do M 2” nie było inaczej. Po pierwszym weekendzie film zobaczyło 586,610 widzów, bijąc przy tym wszystkie rekordy w tym film Andrzeja Wajdy – „Pan Tadeusz”.
Na premierę przybywały liczne gwiazdy, zaczynając od dziennikarzy poprzez aktorów a na blogerach i modelach kończąc. Atmosfera przed kinem była niesamowita, każdy wyczekiwał ulubionego aktora lub aktorki żeby móc choć przez chwilę popatrzeć na nią lub na niego na żywo i przy odrobinie szczęścia zrobić sobie pamiątkową fotografię. Każda z gwiazd, mimo, że była spóźniona, zatrzymywała się na choć na chwilę, żeby uszczęśliwić swoich fanów i dać im szansę na zrobienie zdjęcia bądź uzyskanie autografu. Można się było spodziewać, że raczej będą robić to niechętnie, ale tym razem pokazali niesamowitą klasę i wielką cierpliwość dla osób ich wyczekujących.
Każdy z gości mógł skorzystać z szatni, która to powstała specjalnie na tę okazję. Następnie szli w stronę czerwonego dywanu i paparazzich, którzy oślepiali swoimi fleszami każdego kto tylko pojawił się w zasięgu ich wzroku. 

Kiedy każda strona była już zadowolona z efektów swojej pracy (gwiazdy z pozowania, paparazzi ze zdjęć), gwiazdy filmu kierowały się do dziennikarzy, żeby odpowiedzieć na ich niezmierni ciekawe pytania. Po zakończeniu wywiadów aktorzy skierowali się do sali kinowej, żeby tam móc podziwiać efekty swojej pracy.


Jak dla mnie, osoby całkowicie postronnej, premiera była bardzo ciekawa, dobrze przygotowana i niezmiernie barwna. Każda gwiazda miała swoje przysłowiowe 5 minut, które miejmy nadzieję dobrze wykorzystała. Dodatkowo udało mi się strzelić kilka bardzo fajnych fotek, która możecie zobaczyć w tej notce.
Zdjęcie z Maciejem Stuhrem było moim marzeniem od kiedy zobaczyłam go w "Listach do M". Akurat Pana Macieja udało mi się złapać z Coście, kiedy jeszcze kompletnie nie wiem, że premiera Listów do M 2 jest w Złotych Tarasach. Pan Maciej był przemiły, bardzo kulturalny i dodatkowo bardzo dystyngowany. Długo zastanawiałam się czy do niego podejść, ale stwierdziłam, że kto nie ryzykuje ten nie zyskuje. ;)

Najmłodszy aktor z jakim udało mi się cyknąć fotkę. Przesymapatyczny dzieciaczek, uśmiechnięty, bardzo niski ;). Widać było po nim lekki stres, ale myślę, że dał sobie radę. 

Pan Marcin Perchuć to moim zdaniem na prawdę świetny aktor, lecz trochę niedoceniony. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś dostanie jakaś zajebistą rolę w świetnym serialu. 

Na wstępie muszę powiedzieć, że jestem wielką fanką serialu "Na Wspólnej", więc jeżeli ktoś tak jak ja ogląda ten serial to doskonale wie kogo gra tam ten pan. #polecam

Czy którakolwiek z dziewczyn jest w stanie mi powiedzieć, że nigdy, ale to nigdy nie podobał się jej Maciej Zakościelny? Myślę, że nie! Maciej Zakościelny kojarzy mi się trochę z moim dzieciństwem. Uwielbiałam oglądać filmy z nim w roli głównej, które stawały się hitami od razu, dlatego kiedy go zobaczyłam, nie mogłam się oprzeć i nie poprosić o fotkę. 

Olivier Janiak... Moje kolejne marzenie. Pana Janiaka w TV oglądam od kiedy tylko pamiętam, więc kiedy przyuważyłam go na schodach, podbiegłam szybko i poprosiłam o fotkę. Pan Janiak, oczywiście się zgodził, objął mnie w pasie i podprowadził w inne miejsce żebyśmy na spokojnie mogli zrobić te zdjęcie. Z relacji mojej koleżanki, która stała niedaleko, wiem, że pan Janiak zdjęcie zrobił sobie tylko ze mną, a potem poszedł na premierę. Ja szczęściara :D

Nikodem Rozbicki. Co tu dużo mówić, po zrobieniu sobie z nim tego zdjęcia zakochałam się na przynajmniej 3 dni. Pamiętam, że Nikodem był lekko spóźniony, ale z chęcią i uśmiechem zgodził się na zdjęcie, po czym jak zrobiłam je, powiedział, że musimy zrobić jeszcze jedno, bo na pierwszym nie wiedział gdzie ma się patrzeć. Tym mnie totalnie kupił. Czasem takie nic, potrafi rozładować atmosferę, co jemu się udało. (tak, tak, objął mnie. dziękuje hahaha) 




Pozdrawiam Was bardzo mocno. 
Korni. 

piątek, 8 kwietnia 2016

Bo warto pomagać!


Każdy człowiek korzysta z czyjeś pomocy, nawet osoby najbardziej niezależne potrzebują wsparcia drugiego osobnika. W moim życiu spotkałam się wielokrotnie z pomocą ze strony innych, zainspirowało mnie to do brania, ale również dawania czegoś od siebie.
Początki mojej pomocy o ile pamiętam były dość banalne. Starałam się zbierać pieniądze do puszki w mojej miejscowości. Zaznaczę, że był to okres podstawówki. Jak pewnie można się domyślać niewiele miałam pojęcia o działaniach charytatywnych, ponieważ w czasie kiedy ja uczęszczałam do szkoły podstawowej (zabrzmiało jakbym była sędziwym dinozaurem) niewiele mówiło się na temat form pomocy innym. Teraz można zauważyć, że w naszych miastach są bilbordy ukazujące nam instytucje działające na cele dobroczynne.  
Moją prawdziwą przygodę z wolontariatem zaczęłam dopiero w gimnazjum potem los się potoczył tak, iż w technikum należałam, także do koła „Empatia”. Dzięki mojej drodze jako wolontariuszka doceniam różnorodne formy pomocy drugiemu człowiekowi. Śledzę wiele kampanii społecznościowych widniejących na ekranach w tramwaju czy na bilbordach nieopodal mojego uniwersytetu. Przyznam szczerze, że największą uwagę przyciągają akcje w które zaangażowani są znani i doceniani Polacy.

Wielokrotnie czytałam o działalności pani Magdaleny Różczki. Na stronie Facebook możemy śledzić aktualne wydarzenia, które wspiera aktorka.


Jakiś czas temu miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu na które przybyło wielu cenionych aktorów. Zbiórka pieniędzy zorganizowana przez panią Magdę została przeznaczona dla chorego na rdzeniowy zanik mięśni rodzeństwa Weroniki i Bartka. Dzięki spotkaniu można było poznać swoich idoli, a jednocześnie pomóc potrzebującym. Na zjeździe robiono sobie zdjęcia z artystami za wniesioną opłatą do pudełeczka. Pan Mikołaj Roznerski został okrzyknięty królem selfie. Pani Agnieszka Sienkiewicz i pani Anna Dereszowska z miłą chęcią pozowały do wszystkich zdjęć fanów. Publiczność żeńska mogła spotkać trzech niesamowitych aktorów, do których większość Polek ma słabość. Pan Paweł Małaszyński, pan Jan Wieczorkowski i wspomniany wcześniej pan Mikołaj Roznerski z przyjemnością rozmawiali z fankami i upamiętniali owe chwile na zdjęciach.
Można było też nabyć piękne srebrne kluczyki do szczęścia.

Spotkanie przebiegło w przyjaznej atmosferze. Aktorzy chętnie podpisywali zdjęcia i pozowali do nich. Widać było, że zależy im na pomocy dzieciom. Emanowało od nich szczęście z niesienia dobrego uczynku.
Zachęcam do zakupu Kluczyka Szczęścia na stornie: http://savicki.pl/kluczyki . Cała kwota za zakup zostanie przeznaczona Fundacji Rodzin Adopcyjnych!


Pozdrawiam,
Merli.

wtorek, 5 kwietnia 2016

Zdrowe śniadanie


Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Dlatego w dzisiejszym poście zamieszczę moje trzy ulubione śniadania, które mają różne stopnie trudności, ale są przepyszne.

Najprostszym i jednocześnie najszybszym śniadaniem  jest popularna owsianka. Ja jem ją codziennie od poniedziałku do piątku, ze względu na to jak szybka jest. Dodatkowo owsianka jest bardzo pożywna. Przez ponad 3 godziny nie odczujesz głodu, ze względu na płatki owsiane, które powodują to, że człowiek czuje się "zapchany", kolokwialnie mówiąc.
PRZEPIS
220 ml mleka 2%
40 g płatków owsianych górskich
łyżka miodu
owoce
(w zależności na sezon i na to na to mamy ochotę)
Gotujemy mleko, po zagotowaniu wsypujemy płatki i zmniejszamy ogień, po około 3 minutach dodajemy łyżkę miodu. Owsiankę po dodaniu miodu gotujemy jeszcze 5 minut, od czasu do czasu mieszając. Kiedy nasza owsianka ciągle jest na tzw ogniu możemy przygotować owoce, które chcemy z nią zjeść. Ja osobiście polecam do owsianki: kiwi, banany, truskawki, rodzynki, suszoną żurawinę, maliny i granat. Dodatkowo polecam każdemu siemię lniane, które w owsiance jest najsmaczniejsze. A dlaczego akurat siemię? A to dlatego, że te nasionka pomagają naszemu organizmowi w przemianie materii, która jest bardzo istotna.



Moim kolejnym ulubionym śniadaniem są naleśniki, choć w moim wykonaniu to bardziej pancakes. To śniadanie robię bardziej na oko i nie do końca trzymam się przepisu, który podała moja dietetyczka, ale dzięki temu są one smaczniejsze, ale nadal mało kaloryczne. Składniki:
mleko 2% (około pół szklanki)
woda (pół szklanki)
jajko (jedno)
mąka razowa typy 2000 (ilość zależy od tego czy chcecie żeby masa była gęstsza czy rzadsza)
miód (może być łyżka, dwie, zależy jak słodkie lubicie)
cynamon (opcjonalnie, ja lubię więc dodaje)
Wszystkie składniki łączymy i mieszamy, ja preferuję mieszanie łyżką, jest szybsze, ale jak kto woli, można użyć do tego miksera. Na patelni rozgrzewamy niewielką ilość oliwy z oliwek i nakładamy nasze naleśniki. Ja robię to tak, że biorę niewielką ilość ciasta na łyżkę i kładę na patelnię. Gotowe pancakes jem z serkiem homogenizowanym albo twarożkiem z owocami.

Ostatnim przepisem w tym poście będzie przepyszny budyń czekoladowy. Jest trochę czasochłonny, ale opłaca się. Składniki, które będą nam potrzebne, to:
50 g kaszy jaglanej (1/2 woreczka)
banan
jogurt naturalny
miód
kakao
(takie z wiatrakiem)
owoce (w zależności co lubimy, byle by były drobnie pokrojone)
Kaszę jaglaną gotujemy zgodnie ze wskazówkami na opakowaniu, ja od siebie dodam jedynie to, że w trakcie gotowania warto dodać trochę miodu, wtedy kasza będzie słodsza, co znaczy, że cały budyń także. Gdy kasza już będzie gotowa, kroimy banana i wszystko blendujemy, żeby powstała tzw papka. Do naszej papki dodajemy łyżeczkę kakao i mieszamy. Następnie nakładamy na talerz, polewamy jogurtem naturalnym, który wcześniej należy wymieszać z miodem. Na samym końcu posypujemy owocami, najlepsze do tego są borówki, maliny i truskawki, więc jeżeli macie dostęp to polecam to, ale każde inne też się nadają, ja np. zjadam budyń z rodzynkami.


Mam nadzieję, że przepisy przydadzą się wam i że je wykorzystacie. Liczę też na wasze komentarze po zrobieniu tych pysznych i zdrowych śniadań. W razie pytań bądź wątpliwości - piszcie.
Za tydzień w naszym zdrowym cyklu podam 3 przepisy na pyszne i proste obiady, aczkolwiek postów z przepisami na obiady będzie więcej.

Ściskam was mocno, Korni.xoxo

piątek, 1 kwietnia 2016

Eska kręci z Margaret !!!

Eska kręci z Margaret !!!


Może zacznę od początku, jak to się stało, że mogłam uczestniczyć w ekskluzywnym koncercie Margaret dla EskiTv. Pewnego wieczora przeglądałam Instagram i na profilu piosenkarki  znalazłam wiadomość, że jest możliwość wzięcia udziału w konkursie. Z początku postanowiłam, że maila wyślę rano, ale gdy zobaczyłam, że limit czasowy zaraz się kończy i nawet nie spróbuje stwierdziłam, że kilka zdań mimo później godziny powinnam napisać. Na pytanie „dlaczego to właśnie Ty powinnaś wybrać się na ekskluzywny koncert Margaret?” odpowiedziałam: „Oczywiście, że chcę być na ekskluzywnym koncercie Margaret! Ma niesamowity wokal i wreszcie pragnę poczuć ciary jak słucham jej na żywo! Margaret jest zakręconą blondynką, której muzyka poprawia humor w najgorszy dzień. 17 marca to idealny dzień na koncert Margaret na którym muszę się pojawić! Będzie to niezła petarda, a gdzie dobry klimat nie może zabraknąć mojej osoby”. Przyznam szczerze nie należę do Fan-clubu Margaret. Szanuję ją jako wokalistkę, tym bardziej po tym wydarzeniu.
Po napisaniu wiadomości na podany mail, czekałam na wiadomością zwrotną, ale odzewu nie było dłuższy czas i już straciłam wiarę w wygraną. Nagle, w godzinach popołudniowych, dotarł do mnie komunikat od Eski, że prowadzą wstępną selekcję i proszą mnie o przesłanie moich danych oraz osoby towarzyszącej. Z drugim śmiertelnikiem było dość ciekawie, bo najchętniej zabrałabym wszystkich znajomych, ale niestety nie miałam tylu miejsc. Zważywszy na zaistniałą sytuację i spełnienie mojego marzenia przez drugą szaloną (po mnie) Marlenę, postanowiłam, że zabiorę ją ze sobą. Wysłałam nasze dane i kolejny długi dzień czekałam na wiadomość, czy zakwalifikowałyśmy się dalej.

Siedziałam zmęczona na wykładzie i sprawdzałam bieżące wiadomości z Polski i ze świata, gdy przyszedł komunikat, że dostałam wiadomość. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, dostałyśmy zaproszenie na koncert Margaret. Ucieszyłam się bardzo i idąc przez nasz piękny las, podskakiwałam  jak sarenka.
Następnego dnia rano udałam się najpierw do Marl, żebyśmy mogły razem się przygotować. Później szybkim krokiem udałyśmy się na miejsce zbiórki. Nietrudno było znaleźć autobusy Eski, ponieważ były oznaczone w logo stacji. Podeszłyśmy i miły pan pokierował nas dalej.
Po ciągnącej się drodze jak ciągutka dojechaliśmy na miejsce. Już z autobusu dostrzegłam Margaret. Przechadzała się po placu razem ze swoim pieskiem, jednak gdy zaparkowaliśmy schowała się do budynku i poszła na próbę. Nie będę opisywała w szczegółach czekania na samo wydarzenie, bo miałam wrażenie, że trwało to wieczność. Przejdę to sedna sprawy.

Samo pierwsze wrażenie zobaczenia Margaret było niesamowite. Weszła niczym królowa w łaciatej koronie. Oprawa całego występu sprawiała, że można było poczuć niezapomniany klimat. Przyznam szczerze, że akustyka pomieszczenia trochę zwiodła, jednak wrażenie, że stoi przed tobą Margaret i masz na wyciągnięcie ręki ramię perkusisty sprawia, że nie myśli się o niedogodnościach. Koncert był magiczny, a Margaret miała niesamowity kontakt z publicznością. Podchodziła i rozmawiała z nami na tyle, na ile pozwalała jej sytuacja w studiu. Z niektórymi fanami w czasie przerwy zrobiła sobie zdjęcie. Mi jedynie udało załapać się na grupowe foto, które znalazłam na jednym z profilów na Instagramie po wyjściu ze studia. Margaret oczywiście przeprosiła, że nie może zrobić sobie z każdym osobno zdjęcia, ale niestety spieszyła się na kolejny koncert. Ludzie którzy hejtują ją za to, że nie umie śpiewać na żywo niech lepiej pójdą do laryngologa. Więcej niestety nie mogę zdradzić. Czekajcie niespodzianki na antenie !
Obiecałam sobie jednak, że gdy w Warszawie będzie miał się odbyć koncert artystki, to dołożę wszelkich starań, żeby się tam pojawić. Muszę poczuć muzykę razem z całym tłumem ludzi, którzy skaczą pod sceną. Aktualnie nie mogę doczekać się wyemitowania koncertu na EskaTv 2 kwietnia o 17.00!

Czekam na więcej takich wydarzeń i dziękuję Eska360 za możliwość udziału niezapomnianym przedsięwzięciu muzycznym! 


Besos,
Merli ;*